Światło i ciemność w mieszkaniu
W wielu mieszkaniach stosuje się wiele różnych rodzajów oświetlenia i bardzo często, nie raz wychodzi się z błędnego założenia, że im więcej, tym lepiej. Nie jedna osoba utożsamia bogatą willę z olbrzymią ilością lamp, żyrandoli i innych źródłach światła i nie ma się co dziwić. Gwiazdy Hollywood i nie tylko one, dają nam przykład, jaki dają. Setki lamp i reflektorów w okolicy czerwonego dywany daje wrażenie ekskluzywności, a światło w postawionych na wzniesieniach willach takich aktorów często widać z odległości dziesiątek kilometrów. Tylko że to nie oznacza, że tak jest lepiej. Te osoby żyją w strasznym bogactwie, którym po prostu chcą się wyróżniać i robią w tym celu niekiedy głupie rzeczy, tylko i wyłącznie dlatego, że je na to stać.
Rodzaje światła i jego intensywność
Żarówek jest wiele i potrafią różnić się ona swoim efektem. To przecież właśnie światło odbite wpada do naszego oka, tworząc tym obraz, który widzimy, a to, jakie światło zostanie odbite, jest przecież zależne od tego, jakim światło było przed odbiciem. Tak więc żarówki mogą mieć kluczowe znaczenie w projektowaniu wnętrz naszego mieszkania. Niektóre świecą mocniej a inne słabiej. Niektóre dają jasny blask a inne, delikatnie oświetlają otoczenie. Niektóre dają światło białe a inne pomarańczowe. Wszystko to niby niewiele się od siebie różni, a potrafi dać znaczącą różnicę w doświadczeniu wnętrza naszego domu. To, że żarówka daje dużo światła, wcale nie znaczy, że musi dawać po oczach. Im więcej światła daje żarówka, tym mniej ich potrzebujemy, a jest to kluczowe w ustalaniu ile lamp potrzeba na dane pomieszczenie. Z drugiej strony, światło, które daje nam nasza lampa może być niewystarczające a mimo to nas oślepiać, przez to niektóre świece są po prostu niemiłe dla oczu, powodując nadmierne ich zmęczenie. Jeśli światło nie jest białe, to może ono zmienić sposób postrzegania kolorów naszych mebli tak jak w przypadku przykładowej żarówki, świecącej na pomarańczowo.
Więcej znaczy lepiej?
Żeby wszystko było dobrze widoczne, musi być dobrze oświetlone. Przynajmniej takiego zdania jest olbrzymia większość osób, wynosząc tę opinię do strasznych skrajności. Przykładem niech będzie taka sytuacja: w kuchni jest pięć żarówek w wierconych w sufit, każda w odstępie około 20 centymetrów. Owa kuchnia nie ma nawet 8 metrów kwadratowych. Obok jest jadalnia, która ma kolejne pięć żarówek, tym razem zwisające z sufitu unosząc się około metra nad stołem. Wszystkie zwisają z jednego obiektu przytwierdzonego do sufitu, tak więc są bardzo blisko siebie. Odstęp między nimi ledwo wynosi 10 centymetrów. Jakby tego było mało, kuchnia od jadalni jest oddzielona tylko i wyłącznie wyspą. Tak więc światło w jednym z tych miejsc daje też światło w drugim. Jaki jest efekt? Gdy ktoś zapali obydwa światła, to cała reszta narzeka na to, by przynajmniej jedno zgasić, bo zbyt mocno oślepia. Jako że żarówki w jadalni są bardzo nisko i dają mocne, pomarańczowe światło, prawie nikt go nie zapala. Gdy ktoś chce coś zjeść, to zazwyczaj włącza światło w kuchni, mimo że tamte żarówki są w odległości 3 metrów od stołu.
Czy ludzie boją się cienia?
Niektórzy najwyraźniej tak. Jak inaczej uzasadnić dawanie lampy w każdym zakątku pokoju i dodanie do tego żyrandola na jego centrum. Czy tym ludziom cień wyrządził jakąś krzywdę, że próbują się go pozbyć za wszelką cenę? Przecież cień też ma olbrzymią wartość estetyczną! Doskonale sprawę zdawali sobie z tego Japończycy. Ich jakże charakterystyczne, tradycyjne domy z czasów feudalizmu korzystały z niego tak bardzo, jak to tylko możliwe. Choćby sufit, był on wykonany w taki sposób, że go prawie nie widać. Po prostu tonął on w panującym u góry mroku. Dzięki ścianą z papieru światło przechodziło między pokojami, tracąc coraz mocniej na sile. Pomimo tego, lampa ze świecą pojawiała się tylko co kilak takich ścianek i to często pojedynczo, a nie po kilka między każdą ścianą. Cień potrafi stworzyć naprawdę piękny klimat i to nie tylko do scen z filmów grozy. Jest też on potrzebny nam, żeby czuć się naturalnie. Wyobraźcie sobie, jak dziwne i nienaturalne byłaby sytuacja, w której pod stołem zamiast cienia, byłoby bardzo intensywne światło żarówki. Nie bez powodu cieniowanie to jedna z najbardziej istotnych rzeczy dla rysunku. Nie tylko takiego próbującego odwzorować realizm. W wielu przypadkach narysowanie pojedynczego obiektu, bez zrobienia go z jednej strony ciemniejszym niż z drugiej, zostałoby uznane za brak talentu.
Ze skrajności w skrajność
O ile niektóre osoby chyba faktycznie cienia nie lubią, tak równie łatwo znaleźć kogoś, kto ma najwyraźniej jakiś problem do światła. Zasłanianie okna w środku dnia jakimś prześcieradłem i to pomimo tego, że słońce znajduje się z drugiej strony domu? Jest to równie niewłaściwe co stawianie kilku lamp na jedno pomieszczenie rozmiarami sugerującym, że jest przeznaczonym dla jednej osoby. Nic nie tworzy lepszego cieniowania niż światło słoneczne. Nie ma więc potrzeby zakrywania okna, tak bardzo, jak się tylko da, tym bardziej, jeśli ktoś potem w tym pomieszczeniu zapala światło. Zasłanianie okna, żeby i tak zacząć świecić? Nie wiem, co mogłoby kierować taką osobą, ale raczej nie logiczny proces myślowy. Zawsze można powiedzieć, że robi się to po to, żeby uchronić się przed gorącem, tylko że w tym przypadku mamy do czynienia z błędem myślowym. To, że światło nie wpada nam do pokoju, nie znaczy, że go nie nagrzewa, a nawet wręcz przeciwnie. Szczególnie jeśli zakryliśmy okno czymś, co nie jest przymocowane do ściany. Dlaczego? Bo jakoś musieliśmy zrobić, żeby to prześcieradło, koc czy płachta, którą zakryliśmy okno, nie spadła. Więc pewnie przygnietliśmy je, zamykając okno lub przewinęliśmy je przez szpary otwartego okna, blokując je. Kluczem do chłodnej temperatury jest przepływ powietrza, a w tym przypadku jest on zablokowany. Efektem tego jest to, że w pokoju z uchylonym oknem będzie chłodniej niż w pokoju z oknem zasłoniętym kołdrą. Dodatkowo dostęp do naturalnego światła jest nam potrzebny do prawidłowej pracy zegara biologicznego, przez co takie życie w ciemności obniża jakość naszego snu.